browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Muzeum pożarnictwa w Alwerni

Wszystkiemu jest winna Erynia. Zachwycona muzeum w Wilamowicach zaczęła poszukiwać nowych „starych” miejsc i znalazła Muzeum pożarnictwa w Alwerni. Gdy byliśmy tutaj poprzednio – w 2012 r. – był to jeden, taki trochę większy garaż, z miejscem na dwa samochody i… spóźniliśmy się odrobinę, by je obejrzeć.
Tym razem wybraliśmy się do Muzeum specjalnie.
Muzeum pożarnictwa

Muzeum pożarnictwa

Przeczytaliśmy wcześniej, że jest jednocześnie najstarsze w Polsce, jak i najnowsze – po wybudowaniu nowej siedziby działa od połowy 2024 r. Tak zachęceni informacjami internetowymi, zabraliśmy naszego przyjaciela M. i „świtkiem koło południa” dotarliśmy na miejsce. I od tego momentu rozpoczęło się nasze zadziwienie – budynek muzeum był ogromny i nowoczesny, a parking przed nim był zapełniony „po kokardkę”. W. coś mruknął, że to może kwestia pobliskiego kościoła, ale się mylił.
do albumu zdjęć

Muzeum pożarnictwa


Tuż za drzwiami Muzeum mieliśmy okazję przekonać się, że ludzi ogarnęło szaleństwo. Ponieważ w Muzeum było ciepło to zrzucone okrycia zwierzchnie pokrywały praktycznie cały przedsionek, znajdujące się tam wieszaki, a nawet kanapy. I był to właściwie jedyny minus Muzeum. Tuż za kasą zaczyna się trasa ekspozycyjna prowadząca w dół, do wielkiego garażu wypełnionego (prawie po brzegi) wozami strażackimi, z wielkim wozem Lotniskowej Straży Pożarnej z Krakowa, na czele. W pobliżu tych wozów była multimedialne przedstawienie różnych typów pożarów, ich powstawania i rozprzestrzeniania się po lasach i osadach. Obok stały wozy wszelakie, przeważnie spalinowe, ale były też i wozy konne – jak ten stojący przy samym wejściu do Muzeum. Była również możliwość poprowadzenia wozu strażackiego (w grze komputerowej) siedząc w jego wnętrzu. Stała do tej atrakcji kolejka dzieci w wieku różnym. W ogóle wygląda na to, że jest to atrakcja przede wszystkim dla dzieci i młodzieży, ale mają co oglądać i ludzie mniej chętni do bycia strażakiem. Oprócz dokumentów, dyplomów i medali zasłużonych strażaków, była również cała sala poświęcona św. Florianowi – patronowi strażaków. Na ścianach i przegrodach wisiały ikony, obrazy i makramy z postaciami świętego, a w gablotach całe multum rzeźb wszelakich. Była też gablota z alkoholami (wina, szampany) o nazwach związanych z tym świętym. Aż dziwne, że te wszystkie gabloty nie zostały uszkodzone przez biegające wokół dzieci – musi projekt i wykonanie było co najmniej „przeciwpancerne”. Ciekawostką była sala poświęcona orkiestrom strażackim, z możliwością odsłuchania muzyki i obejrzenia instrumentów dętych.
Trzy piętra muzeum były trzema piętrami zachwytu i zadowolenia z podjętej decyzji. Z całą odpowiedzialnością możemy o nim napisać, że uczy i bawi, zarówno dzieci jak i dorosłych. Można posłuchać jak powinno brzmieć prawidłowe wezwanie straży pożarnej (W. co prawda uczono trochę innej kolejności podawania informacji, ale może coś się zmieniło). Można także poćwiczyć na małym, dziecięcym torze przeszkód pożarniczym, ale można też sprawdzić się na testowym parapecie pokazującym jak długo da się powisieć za oknem. Była też multimedialna zabawa pokazująca jakimi gaśnicami można gasić konkretne pożary – i tutaj objawił się błąd programistów. Dawno, dawno temu, aby domorosły programista nie wstydził się wypuścić w świat programu, pozostawiał go na pół godziny z dzieckiem do lat 5. Jeżeli po tym czasie program działał, to znaczyło, że można go przedstawić dorosłym. Program w muzeum nie został napisany przez takich programistów – kustoszka ostrzegała by nie naciskać jednocześnie kilku przycisków uruchamiających gaśnice, bo program się wiesza. A dzieci tak chciały…
Za to dzieci mogły się poprzebierać w mini-stroje strażaków i pozować do zdjęć rodzinnych. Może któryś z nich zostanie kiedyś strażakiem!
Po obejrzeniu ekspozycji muzealnej udało nam się nawet znaleźć pozostawione przy wejściu kurtki – pełny sukces!
Przy Muzeum jest również ogródek dla dzieci, mogących się pobawić w stylu pożarniczym. Był on jednak okupowany przez dzieci i ich rodziców, odpuściliśmy więc sobie tę atrakcję.
do albumu zdjęć

Rynek w Alwerni


Nie mogliśmy jednak odpuścić sobie Rynku i kościoła. Rynek, zgodnie z naszymi przeczuciami, od ostatniej naszej tu bytności, stracił kilka domów ze starej zabudowy, tak że pozostały jedynie, chylące się ku upadkowi, dwa stare domy. Jeden jeszcze zamieszkały, drugi już nie. Na rynku były też: studnia – nieczynna i zaświniona odpadkami, oraz kapliczka mająca interesującego fundatora.
Po obejrzeniu Rynku przespacerowaliśmy się w kierunku Klasztoru oo. Bernardynów oglądając po drodze ciekawostkę geologiczną tego regionu – wąwóz lessowy.
do albumu zdjęć

Klasztor w Alwerni

Klasztor bernardynów jest miejscem niezwykle ważnym w historii miasta – wszak od niego wszystko się zaczęło. Można nawet rzec, że miasto ma włoską proweniencję. Z zabudowań klasztornych dostępny do zwiedzania jest jedynie kościół – o dziwo otwarty, nawet nie trzeba było pukać.
Już w samym przedsionku zaskoczył nas widok dwóch kamiennych trumien, a dalej było już tylko ciekawiej. W kościele, oprócz nas, była tylko jedna osoba – starsza (no dobrze w wieku W.) bawiąca się smartfonem – mogliśmy więc bez skrępowania podziwiać wyposażenie wnętrza. Pochodziliśmy więc po kościele i pooglądaliśmy.
Po tych przyjemnościach pozostało nam już tylko wrócić do Chrzanowa i zjedzenie wyśmienitego, jak zwykle, obiadu w naszej ulubionej restauracji Pho You.
Suplement.
Już po powrocie dokopaliśmy się do starych przedwojennych zdjęć Rynku
do albumu zdjęć

Rynek w Alwerni 2012 r.

(również naszych z 2012 r.) i zrobiło nam się smutno. Rozumiemy, że ludzie chcą żyć w wygodnych warunkach, ale przecież w nie tak odległej Lanckoronie, zabudowa drewniana ma się dobrze, a nawet przyciąga wielu turystów.
Czy miało coś z tym wspólnego postawienie fabryki chemicznej w latach 20′ ubiegłego wieku? Nie wiemy, ale mamy wrażenie, że życie miasta koncentruje się teraz raczej na osiedlach w nowej jego części, a Rynek obumiera, bo stał się peryferiami.
Wiemy, że jeden z drewnianych domów z Rynku znalazł swoje miejsce w skansenie w Wygiełzowie. Czy nie można było zrobić tego samego dla tych kilku osypujących się domów, które dla miasta najwyraźniej nie mają żadnej wartości?
poprzedni
następny

2 odpowiedzi na Muzeum pożarnictwa w Alwerni

  1. Krystyna

    Muzeum pożarnictwa zawsze będzie miało widzów, a jeszcze tak bogato wyposażone jak to w Alwerni. Fajnie, że przyjeżdżają tam nie tylko grupy szkolne/ te pewnie w tygodniu/, ale i dzieci z rodzicami. A że wśród dzieci są przyszli strażacy, to pewne, bo działające w małych miejscowościach OSP szkolą też młodych strażaków, a chętnych nie brakuje, także i dziewcząt.

    • Erynia

      Właśnie myślę, że Małopolska Zachodnia zyskała dodatkowe miejsce do odwiedzenia przez rodziny z dziećmi poza parkami rozrywek w nieodległym Zatorze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.