cmentarze
Dürnstein
Meteorolodzy trochę się pomylili. Pogoda zapowiadała się na piękną i słoneczną. Świetny powód by zrealizować planowany pobyt w mieście i na punkcie widokowym nad twierdzą, gdzie przetrzymywany był Ryszard Lwie Serce. Tym razem w Dürnstein udało nam się zaparkować bez problemu na parkingu płatnym przy samej przystani białej floty. Nic to, ceny za cały dzień dużo lepsze niż za … Kontynuuj czytanie
Spitz
Pojedzeni ruszyliśmy dalej… do Spitz, bo W. spodobały się widoczne z drogi ruiny zamku i „trzeba by je zobaczyć”. Tylko jak do nich dojść? Nie było widać żadnej drogi prowadzącej. Poszukując drogi, trafiliśmy na Muzeum Żeglugi Rzecznej, z bardzo ciekawym i szeroko (od czasów rzymskich) poprowadzonym tematem żeglugi po Dunaju – z burłaczeniem włącznie (ponoć nawet wybijano dziury w skałach by na … Kontynuuj czytanie
Nowy Wiśnicz – Muzea
Nie samym zamkiem Nowy Wiśnicz stoi. W 1616 roku, król Zygmunt III Waza zezwolił Stanisławowi Lubomirskiemu od nowa lokować na prawie niemieckim miasto pod zamkiem Wiśnicz. Pomimo przywilejów jarmarcznych i prawa składu, miasto zaludniało się bardzo powoli. Komu chciało by się opuszczać pobliską, z dawna zasiedloną Bochnię?, a w pobliżu znajdowało się jeszcze miasto – Lipnica Murowana. Dopiero gdy … Kontynuuj czytanie
Mennonici i Olędrzy
…to, co zostało z ich domów i cmentarzy {dla wytrwałych} Osadnicy z Niderlandów, Olędrami (Olendrami) zwani, pojawili się w Polsce już w XIII w. by meliorować i użytkować Żuławy. Później, pod koniec XVI w., przybyła duża, prześladowana w ojczyźnie, grupa religijna Mennonitów. W szczytowym okresie rozwoju, Olędrzy (niekoniecznie wyznania Mennonickiego) stanowili do 13% ludności Żuław. W rejonie tym pozostawali praktycznie do końca II wojny światowej, … Kontynuuj czytanie
Pod Malbork
Dzień całowania klamek czyli smutne skutki odsypiania. Ponieważ okolice bliższe mamy już objeżdżone, a i pora roku nie jest odpowiednia na sporty wodne, postanowiliśmy się przyjrzeć okolicom dalszym. Nasze zamiary trochę nam się nie sprzęgły z odsypianiem, w efekcie czego wyjechaliśmy dość późno, robiąc przy okazji zapasy dla kota – miauczący stwór od rana dobijał się po kolei do … Kontynuuj czytanie
Beskid Niski – słonecznie
Śniadanie przeszło nasze oczekiwania, wprost wyśmienite, na poziomie wielkopolskim, a dalej to już było szaleństwo. W. w swej złośliwości przeszedł samego siebie. Erynia co prawda zasugerowała wcześniej by wybrał kilka cerkiewek na Szlaku Architektury Drewnianej, ale nie spodziewała się jedenastu punków nie licząc tego „po drodze”. Tym razem mieliśmy wiele szczęścia bo była akurat niedziela i wiele z kościołów … Kontynuuj czytanie
Beskid Niski – deszczowo
Mama Erynii dała się namówić na sanatorium w Wysowej – tym razem z bólem wielkim. Dla nas, wypad w tamtą stronę tradycyjnie stał się okazją do obejrzenia okolicy. Dodatkowo zmotywował nas Pudelek, którego relacje z pieszych wędrówek ([1], [2]) zapowiadały ciekawe przeżycia. Zanim jednak ruszyliśmy w trasę, jak zwykle zawitaliśmy na obiad do Gościnnej Chaty. O ile jadło wciąż trzymało poziom, o tyle … Kontynuuj czytanie
Pleszew sentymentalnie
Kolejny postój zrobiliśmy na cmentarzu w Pleszewie, gdzie W. zapalił znicze na grobach rodzinnych. Dla W. to nie było nic dziwnego Erynia zwróciła jednak uwagę na wielość grobowców. Tu też zaobserwowaliśmy dawny zwyczaj, którego Erynia nie znała – brak go „na południu”. Chodzi mianowicie o wygrabianie piaseczku dookoła grobów we wzorki. Kiedy W. wspominał, że w dzieciństwie chodzili z dziadkiem … Kontynuuj czytanie
Sobótka i Świdnica
W. byłby nieszczęśliwy, gdyby przy pobycie na Dolnym Śląsku nie odwiedził Sobótki. Wszak to tam czuje się jak w Domu. Tym razem mieliśmy chwilę czasu by zrobić sobie krótki spacer (he, he…), który z założenia miał skończyć się na Dolnym Schronisku (to dawna nazwa, teraz to Dom Wycieczkowy). W sumie założenie zostało osiągnięte, gdyż w końcu wylądowaliśmy na Dolnym … Kontynuuj czytanie
Kraków z Przewodniczką
Kolejne dni przeznaczyliśmy na Kraków ale, na pierwszy ogień, poszedł skansen w Wygiełzowie – leży po drodze do Krakowa (to był to już nasz „kolejny raz”). Właściwe zwiedzanie zaczęliśmy dopiero w Krakowie i to w sposób dla nas nietypowy – z przewodnikiem. Powodem takiego podejścia do zwiedzania była pochodząca z Gruzji Daro i nasza znajomość języka rosyjskiego – zbyt słaba, by móc oprowadzać Gruzinkę po … Kontynuuj czytanie
São Vicente i na zachód
Wyspa jest pochodzenia wulkanicznego. W. przypuszcza, że podobnie jak Hawaje, Madera i wyspy Kanaryjskie są efektem przemieszczania się skorupy ziemskiej nad „punktem gorącej lawy” – ale nie będzie się upierał przy swoim zdaniu. Faktem jednak jest, że po okresie gorącym już od bardzo dawna wyspa głaskana wodą i powietrzem zmieniła swoją „powierzchowność”. Historię geologiczną wyspy obejrzeć można tylko … Kontynuuj czytanie
Remont w Divriği
Do Sarpi dotarliśmy szybko, lecz niestety na przejściu zaczęły się schody. Do odprawy czekała cała wielka, krzycząca grupa ludzi. Po pewnym czasie przejechały dwa puste autokary więc możliwe, że celnicy puścili ludzi osobno, a autokary osobno i odprawa trwała dłużej niż normalnie. Dalej już było standardowo. W okolicy Rize W. szukał herbaty (i zielonej w dużych paczkach nie znalazł). … Kontynuuj czytanie
Ani
Na ten dzień zaplanowaliśmy odwiedzenie Zabitego Miasta – dawnej stolicy Armenii: Ani. W. z opisów wnioskował, że na miejscu zastanie szczere pole na którym gdzieniegdzie niczym ostańce wychyną z trawy resztki zabudowań. Tymczasem potomkowie zabójców miasta zrobili sobie niezły biznes (8TRL za wejście, a jeszcze handel zimną wodą czy magnesami na lodówkę…), a co do samych ruin to słowem … Kontynuuj czytanie
Hasankeyf, wulkan i Ahlat
Rano, przy śniadaniu poznaliśmy nową potrawę turecką – sigara böreği. Tak na pierwszy rzut oka, były to zwijane ruloniki z ciasta yufka i wrzucone na chwilę na głęboki tłuszcz. Zdrowe to i może nie było, ale świetnie się to jadło. Prosto śniadaniu ruszyliśmy do miejsca skazanego na zagładę – miasta Hasankeyf. Lata temu powstał plan wybudowania olbrzymiej zapory … Kontynuuj czytanie
Şanlıurfa – miasto
Rankiem pyszne, proste, domowe śniadanie w ogrodzie: gorący, świeżo upieczony przez żonę właściciela chleb przypominający ormiański lawasz, domowe sery, masło, jajecznica na swojskich jajach, pomidory i ogórki z własnego ogródka, miód z własnej pasieki i tylko oliwki ze słoika ze sklepu, uff… Wegetarianie, i ci co jedzą tylko naturalne, mieli by radochę. Weganie pluli by na zabite „życie poczęte” – nam … Kontynuuj czytanie
Mezőkövesd
Żeby nie było, że na Węgrzech to my tylko pijemy wino i łapiemy promile, ruszyliśmy w trasę. Tym razem skusił nas Mezőkövesd, miasto zamieszkałe niegdyś przez jedną z mniejszości narodowych – lud Matyó, słynący z pięknie haftowanych strojów (i damskich, i męskich). Charakterystycznym motywem haftów jest tak zwana róża Matyó. A z haftami związana jest legenda.Zanim jednak dotarliśmy do Mezőkövesd, nasz wzrok … Kontynuuj czytanie
Czaszki, papier i bursztynowa komnata
W ostatni dzień weekendu postanowiliśmy pozwiedzać polską stronę Ziemi Kłodzkiej. Zaczęliśmy od Kaplicy Czaszek w Czermnej. W. uparł się by pokazać ją Erynii, więc tym razem Ona ustąpiła. Już z daleka widać było parking wypełniony samochodami i autokarami. Przeczucie nas nie myliło: przed kaplicą był tłum turystów, czekających na swoją kolej zwiedzania, rzecz jasna z bilecikiem w ręku. W końcu kaplica ma … Kontynuuj czytanie
Szampański gotyk
Długo myśleliśmy nad następną trasą aż padło na Châlons-en-Champagne bo to i miasto stare (jakieś 2000 lat) i zabytków parę, i UNESCO też się na ten temat wypowiedziało, więc ruszyliśmy w drogę. Aby nie było tak zupełnie pod sznurek, Erynia przypomniała sobie w pewnym miejscu trasy, że jest tutaj-gdzieś inna bazylika z listy UNESCO – i była: La Basilique Notre-Dame de l’Épine. … Kontynuuj czytanie
Muzea La Palmy
Dzień przywitał nas mżawką, coś nietypowego!, a akurat wstając wcześniej, mieliśmy nadzieję na ładny wschód słońca. „Daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia…”. W zamian dostaliśmy tęczę nad hotelem. Ostatni dzień pobytu na La Palmie przeznaczyliśmy na naukę czyli objazd po muzeach. Akurat dzień wybraliśmy idealnie, mżawka to nie jest to co lubimy najbardziej. Zwialiśmy więc tradycyjnie … Kontynuuj czytanie
Droga Kaszubska
Na sobotę Erynia zaplanowała Szwajcarię Kaszubską – 100 km w jedną, 100 km w drugą – drobiazg, nawet ładnie dało się ustawić trasę jadąc najpierw najdalej na północ do Garcza, a następnie Drogą Kaszubską na południe. Oczywiście „po drodze”, w Węsiorach nad jeziorem Długim, odwiedziliśmy tajemnicze kręgi kamienne oraz kurhany przypisywane Gotom, ale któż to wie?!? W. nie czuł przy kamieniach … Kontynuuj czytanie