Erynia jako neofitka żeglarska przeszukiwała na mapach i w opisach miejsca ciekawe, a nie aż tak jak Mazury zapchane turystami, by spróbować pływania. Jej wzrok padł był na najdłuższe jezioro w Polsce – Jeziorak. Opiewane w literaturze młodzieżowej godne było naszego zainteresowania, szczególnie, że unikalnym kanałem połączone jest z Zalewem Wiślanym.
(świadomie nie użyliśmy słowa „unikatowym” – bo bardziej, według nas, pasuje do melodii języka polskiego słowo, które przeszło drogę dookólną przez Rosję, a nie bezpośrednią z języka germańskiego)
Jak zwykle wyjechaliśmy z domu „na noc”, tak że nad ranem dotarliśmy w okolice Łowicza i Nieborowa. Parę godzin snu w aucie i zaczynamy zwiedzanie. Pogoda deszczowa uniemożliwiła nam zwiedzenie Arkadii, bo mimo wielu prób, co zbliżaliśmy się do jej bram, zaczynało lać. Gdy odjeżdżaliśmy – tylko kropiło. I w ten sposób, w przerwach, zwiedziliśmy Łowicz, zjadając, przy okazji, obiad „U Błażeja” – ciężki, ale smaczny! – oraz pałac Radziwiłłów w Nieborowie. Ponieważ pogoda nadal była raczej nie zachęcająca do dalszych wycieczek pieszych to po krótkim spacerze po parku wpadliśmy do wnętrz pałacowych. Warte są grzechu! A i muzeum majolik też jest godne uwagi. Oczywiście znowu potwierdziło się stare twierdzenie, że im nowsze tym gorsze. Co prawda kunsztowi wykonania „nowoczesnych” wyrobów nie było czego zarzucić, to jednak dusza wyła do wyrobów starych mistrzów.
W Łowiczu Erynia upolowała Krasnale bramne takie same jak w Wilnie.
Po śniadanku dalej w trasę.Na początek Płock.
Uroczo i z głową odrestaurowywane miasto. Chociaż na zapleczach ulic można znaleźć miejsca niegodne pokazania to jednak główne ciągi „deptakowe” przyciągają oczy swą urodą. Pełne kwiatów, fontann z kostką zamiast asfaltu pięknie współgrają z odremontowanymi fasadami domów. Dwie katedry Płockie: Rzymsko-Katolicka i Mariawicka jakże różne w „treści” i historii, a jak podobnie warte obejrzenia. Po zejściu z wysokiej skarpy w oczy rzuca się nowoczesny amfiteatr, a dalej bulwar nadbrzeżny z ciekawym zagospodarowaniem zamkniętego odcinka rzeki. Po Wiśle halsował jacht, dosyć nieumiejętnie…
Przez Brodnicę tylko przejechaliśmy, zatrzymując się na tyle by obejrzeć ruiny zamku i wijącą się nieopodal rzekę.