Granica ukraińsko-rumuńska okazała się nudą nad nudami. Dwie i pół godziny stania…, ale jakoś to przeżyliśmy i po tradycyjnym zakupie rowiniety (3€ w przeliczeniu 13Lei/7dni) ruszyliśmy w kierunku Bystrzycy. Częściowo trasę tę przejeżdżaliśmy w roku 2011 więc nie były dla nas zaskoczeniem urocze serpentynki, które W. sprawiały znacznie więcej frajdy niż samochodowi (niemiłosiernie grzał się na podjazdach). Droga dosyć krótka, trochę ponad 200 km dzięki jeździe przez góry i „zimowe” ograniczenia prędkości została przez nawigację przeliczona na prawie pięć godzin. W. udało się ja skrócić do 4, a i tak marudził, że za długo. Erynia tylko czasami czuła się trochę nieswojo (W. wszedł w tryb jazdy gruzińsko-krymski, to jest: robił za Dżygito-Tatara za kółkiem), ale przyznała się do tego dopiero na ostatnim płaskim i prostym odcinku dojazdowym do Bystrzycy. Jazda wyglądała mniej więcej tak: ograniczenie do 40km/h, W. na delikatną sugestię Erynii zwalniał do 80 i w tym momencie wyprzedzało go kilka rumuńskich samochodów (w tym marszrutka) prujących co najmniej setką. Erynia szybko dała sobie spokój z sugestiami, zaś W. dopasował się stylem jazdy do otoczenia (ten to nie ma najmniejszych problemów z mimikrą). Po drobnych problemach ze znalezieniem hotelu Bistrita udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
Tu drobna dygresja: mięliśmy w planach zahaczyć jeszcze o Mołdawię, ale jako że postanowiliśmy spędzić więcej czasu na Ukrainie, plany się zmieniły, a razem z nimi trasa przez Rumunię. Stąd nagły i dla nas samych niespodziewany popas (po rumuńsku słowo to ma podobne do polskiego znaczenie) w Bystrzycy.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od okolicznych wiosek polecanych częściowo przez przewodnik Bezdroży uzupełniony o rumuńskie informacje o Bystrzycy. Na pierwszy ogień poszła Prundu Bargaului, gdzie ponoć znajduje się pierwszy w kraju młyn papierniczy z 1768 roku. Skończyło się na ponoć, gdyż nawet miejscowi policjanci nie byli nam w stanie wskazać lokalizacji rzeczonego zabytku. Jako że pogoda nas nie rozpieszczała, odpuściliśmy dalsze poszukiwania i pojechaliśmy kilka kilometrów dalej do Josenii Bargaului, mającego być centrum wyrobów ceramicznych – nic nam się w oczy nie rzuciło. Znów nie wszczynaliśmy poszukiwań: z jednej strony deszcz nas nie zachęcał zaś z drugiej strony kilka lat temu obkupiliśmy się w Marginei, to i motywacja była jakby mniejsza. No to pojechaliśmy dalej do Livezile. Tu i owszem natknęliśmy się na saksoński kościół ewangelicki, muzeum – dom saksoński z wyposażeniem – oba zamknięte. Gwoli ścisłości, na drzwiach muzeum wisiała kartka z numerem telefonu do osoby z kluczami, nie chcieliśmy jednak nikogo odrywać od pracy, w końcu był to dzień roboczy. Zamknięty był również saksoński kościół (a właściwie jego pozostałości) w Jelnej. Za to w Herinie, jak spod ziemi wyrosła przed kościołem pani z kluczami, skasowała 8 lei (po 2 za osobę i po 2 za aparat fotograficzny). Ten ostatni kościół warto było zobaczyć. Odróżnia się od pozostałych architekturą. W Lechincie, dla odmiany, sforsowaliśmy mur kościelny, ale kościół również był zamknięty. Pukajcie, a będzie wam zamknięte. Porządku w parafii pilnowało stado kur pod światłym przewodnictwem koguta.
Pomimo kiepskiego początku, powróciliśmy do Bystrzycy w niezłym humorze, bowiem deszcz przestał padać. Humor przeszedł w stan szampański gdy zjedliśmy po solidnym kawałku mięsiwa oraz pavlovej i świeżo smażonych oponek papanași cu brânză de vaci și affine w restauracji Old House Pub & More. Było to tak dobre, że zdążyliśmy to zjeść zanim przyszło nam do głowy zrobić potrawom zdjęcia. Pojedzeni do wypęku leniwie turlaliśmy się przez miasto, obserwując pozostałości zabytków głównie średniowiecznej proweniencji – wszak miasto jest jednym z siedmiu założonych przez saksońskich kolonistów w trzynastym wieku. Nie ma tak spektakularnej starówki jak Sybin (Sibiu), ma jednak swój urok. Nie jest też tak zadeptane przez turystów, co również jest jego zaletą.
Czwartek przeznaczyliśmy na przejazd do Rátki, nie zapomnieliśmy jednak o ostatnich z warownych kościołów na naszej trasie. Ze względu na ograniczenia czasowe podjechaliśmy jednak jedynie do Dumitry, gdzie obejrzeliśmy kościół i wieżę – obie zamknięte na głucho. Tarpiu zostawiliśmy na kiedy indziej, szczególnie że pewnie także byłby zamknięty.
Bystrzycka część Siedmiogrodu
4 odpowiedzi na Bystrzycka część Siedmiogrodu
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- Erynia - Alvernia Planet
- Alicja - Alvernia Planet
- w. - Wilamowice i Stara Wieś
- Pudelek - Wilamowice i Stara Wieś
- Erynia - Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- Krystyna - Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- w. - Wilamowice i Stara Wieś
- Alicja - Wilamowice i Stara Wieś
- w. - Muzeum Wilamowskie
- Pudelek - Muzeum Wilamowskie
- Erynia - Muzeum Wilamowskie
- w. - Muzeum Wilamowskie
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Lublin wieczorem
- Alvernia Planet
- Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- Wilamowice i Stara Wieś
- Muzeum Wilamowskie
- Alanya
- Altınbeşik i dwie wioski
- W górach Taurus
- Perge i Antalya
- Aspendos i Sillyon
- Side
- Wielkie żarcie
- Sanktuaria i kolej
- Dwa kościerskie muzea
- Płotowo i Lipusz
- Kozie sery i lenistwo
- Do Parszczenicy
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
starsze w archiwum
Witku, Ewo,
Obleklam wlosiennice. Bardzo przepraszam. Winie zmeczenie – przeciez wiem ze Witek!
Praworzadny Anglik prowadzenia samochodu stylem rumunsko- ukrainskim by chyba nie przezyl!
Jolly,
you’ve made my day! Właśnie miałam wizję praworządnego Anglika za kółkiem w Rumunii i na Ukrainie. Do tej pory płaczę ze śmiechu 😀 😆 😉
Ewo, Wlodku,
Jak ja lubie z Wami podrozowac!
Dziekuje za mozliwosc odwiedzenia miejsc, ktore sa na mojej liscie.
Coz, moze na emeryturze?
Jolly droga,
się nie wygłupiaj dziewczyno, do emerytury Ci jeszcze daleko! Po co aż tyle czekać? Bierz Chłopaków i w drogę!
PS. W. jest Witek 😉