Ryszard zapewne nudził się w niewoli, więc z bezczynności tworzył poezję. Co ciekawe, tworzył ją w języku okcytańskim, którym władał doskonale w przeciwieństwie do angielskiego, którego nigdy się nie nauczył. W sumie nic dziwnego – choć był synem Henryka II Plantageneta i urodził się w Oksfordzie, to Francję (kraj matki Eleonory Akwitańskiej) uważał za swój dom. W konflikcie miedzy ojcem, a charakterną rodzicielką, trzymał stronę tej ostatniej. Wracając do austriackich „wczasów”, z tamtego okresu pochodzi legenda o minstrelu Blondelu, przyjacielu Ryszarda. Tenże Blondel, szukał zaginionego Ryszarda bezskutecznie po całej Europie. Gdy w końcu dotarł do twierdzy Dürnstein, zaintonował pieśń znaną tylko im obu – Ryszard miał kontynuować jej słowa. Legenda ta została utrwalona w osiemnastowiecznej operze Richard Coeur-de-Lion. Rzeczywistość była mniej piękna: w Anglii podniesiono podatki, by wykupić Ryszarda. W końcu, w 1194 r., król odzyskał wolność. Wracając do ruin, były to pierwsze, przy których wisiała tabliczka „wejście na własne ryzyko”. Faktycznie, żadnych trawniczków ze zraszaczami, żadnych barierek, za to fantastyczne widoki, z jednej strony na Dunaj, a z drugiej skałki w lesie, po których już wspinacze szaleli. Mając dalsze plany, odpuściliśmy sobie Dürnsteiner Kanzel, i ceprostradą wróciliśmy do starego miasta. A w samym mieście zajrzeliśmy jeszcze do, leżącego tuż nad brzegiem rzeki, dawnego augustiańskiego opactwa (Stift Dürnstein), z kościołem z charakterystyczną biało-błękitną wieżą. Tu byliśmy ciut zniesmaczeni. Wejście płatne, część budynku niedostępna (bo w remoncie), większość eksponatów z serii audio-video. Dotychczasowa renowacja przeprowadzona partacko, z pękającymi ścianami. Jedynie wnętrze kościoła ratowało honor opactwa. Ale już na tarasie widokowym zauważyliśmy, że błękitna farba cokolwiek odpadała. Podobnie, w leżącym obok Hotelu Richard Löwenherz, stoi stary romański kościół… zaadaptowany na magazyn (no żeby chociaż na sale balowe lub stoły biesiadne).

tutaj konieczny jest krótki komentarz do tego co dostrzec można po kliknięciu w zdjęcie powyżej:
Mama W. zawsze była zdania, że:
„jak gdzieś jest napisane, że »nie wolno«, to trzeba(!) sprawdzić czy jest to na pewno prawda”
I dlatego nauki mojej mamy są „zdrowsze”… 😉
Lepszy był komentarz który usłyszałem kiedyś od Polakow w Skalnym Mieście:
– Tu chyba jest zakaz.
– Zakazy są po to aby je łamać, wskakuj synu – odpowiedź ojca.
Widząc to mówię do kumpeli, że chyba jacyś analfabeci przyjechali, bo nie umieją czytać, więc mamusia szybko pogoniła dziecko i męża 🙂