M. zawsze z wielkim sentymentem opowiadał nam o Słowacji. O ile dla nas był to kraj z reguły tranzytowy, o tyle dla Niego zazwyczaj docelowy. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że M. mieszka zaledwie godzinę od granicy. Wpadliśmy ostatnio na pomysł wspólnego wypadu, gdzie M. miałby nam pokazać parę swoich ulubionych miejsc. Tym sposobem mieliśmy już zagospodarowany długi sierpniowy weekend. Za poszukiwanie lokum zabraliśmy się ledwie kilka dni wcześniej, co było pomysłem dość ryzykownym. Faktycznie, ceny pokoi czy apartamentów na Bookingu zwalały z nóg. Te same lokale na swoich stronach oferowały ceny znacząco niższe, za to okazywały się zajęte. M. wpadł na słowacki portal hauzi.sk, gdzie wyhaczył pokoje w pensjonacie Jan w Habovce koło Zuberca, w cenie 13€ od osoby za noc, z Wi-Fi – dobrej jakości (właściciele mają chyba firmę sieciową i TV-sat.), ze śniadaniami płatnymi oddzielnie – i niezbyt drogo.
Na miejsce dotarliśmy w piątek około 20:30. Po zameldowaniu się w pensjonacie od razu pobiegliśmy do pobliskiej restauracjo-pizzerii – parę domów dalej. Mieści się ona w starych drewnianych zabudowaniach. Podobne drewniane budynki są zresztą częste w okolicznych wsiach, a chyba największe skupisko jest w oglądanym przez nas, kilka lat temu, Podbielu. Rzecz jasna w restauracji rzuciliśmy się na Kofolę (piwo okazało się słabe) i trzy różne pizze (nic już innego o tej porze nie było). W. z lubością wcinał pizzę bryndzową. Może nie do końca miała ona coś wspólnego z Włochami, ale ta stopiona bryndza była tego warta. Cena również nie przypominała paragonów grozy: trzy osoby najadły się i napiły za 25€. Rankiem, w drodze do Vychylovki rzuciły nam się w oczy całkiem imponujące ruiny, z daleka wyglądające na resztki pałacu albo kościoła. Z bliska okazały się ruinami huty żelaza. W. zastanawiał się na głos nad prowadzeniem procesu wytopu. Niby był komin nad piecem, ale wszystkie otwory były katedralnie wielkie. Kiwając przy tym głową muczał: dawniej budowali huty jak kościoły, teraz nowe kościoły wyglądają jak huty. Coś w tym jest.
Dalej, po drodze, pojawił nam się drewniany gotycki kościół z listy UNESCO w Twardoszynie, gdzie kilka lat temu pocałowaliśmy klamkę. Tym razem kościół na cmentarzu był otwarty, w środku siedziała miła pani, kasująca: 2€ za wstęp i 1€ za robienie zdjęć. „W nagrodę” puściła nam polskie nagranie historii zabytku. Musimy przyznać, że po polskich malowidłach kościelnych w Beskidzie Niskim te nas nie powaliły na kolana, ale też miały swój urok. Za to rzeźbiony ołtarz to już zupełnie inny poziom. Świetnie utrzymany wabił oczy pięknem surowości niemalowanego drewna mnogości rzeźb i zdobień.
Kiedy już mieliśmy dotrzeć do skansenu w Vychylovce, drogę zagrodził nam szlaban, a mili panowie w kamizelkach wyjaśnili, że przejazdu nie ma, bo są zawody (chyba rowerowe). Za to mogliśmy pojechać drogą alternatywną, która okazała się dla W. przyjemną okazją do prawie off-roadu. Bo trudno zaliczyć do kategorii „road”, drogę teoretycznie asfaltową, szerokości irlandzkiej, składającą się głównie z dziur podzielonych szutrem lub popękanymi resztkami starej nawierzchni. Potem wjechaliśmy w las (z okazji zawodów otwarto szlaban) i tam dopiero było przyjemna jazda, również agrafkami. W końcu dojechaliśmy na miejsce, by zostawiwszy auto na darmowym parkingu przejść się kawałek drogi pieszo do bram Múzeum kysuckej dediny (Muzeum Wsi Kysuckiej).
M. bardzo zachwalał nam jazdę wąskotorówką („vlakom”) do przewozu drewna z gór. Niestety okazała się to atrakcja mocno przereklamowana. Cena przez 2 lata skoczyła z 4€ na 7€, a trasa mocno się skróciła – z godziny do 20 minut – ze względu na remont torów, o czym informowano nas dopiero podczas jazdy – mocno nie fair. Bilet do skansenu kolejne 7€ należało kupić osobno. Ta druga atrakcja, na szczęście nie zawiodła, bo skansen jest pięknie położony w lesie, grupy chałup znajdują się w całkiem sporej odległości od siebie, gwarantującej przyjemny spacer, przecinający raz po raz tory „vlaku”, albo potok, nad którym przechodziło się mostkami. Do tego piękne widok na góry częściowo zasnute chmurami, majestatyczne drzewa i te łopiany poprzerastane, skrzypami, kwiatami czy innym zielskiem. Mały kapuśniaczek, który nas złapał w trakcie zwiedzania w ogóle nam nie przeszkadzał – o aparatach tego powiedzieć nie można.
W drodze powrotnej przeszkodził nam za to rajd samochodowy, bo o ile organizatorzy puszczali auta jadące w dół, to w kierunku nie do końca zgodnym z naszymi potrzebami. Na drodze było wąsko na dodatek samochody stały po obu jej stronach a „panowie w wyścigówkach” nie przejmowali się zbytnio innymi i siedzieli za kierownicą z otwartymi drzwiami. Przy mijaniu jednego „na lusterka”, M. nie wytrzymał i zakrzyknął: „banzai” – drzwi zamknęły się natychmiast.
W efekcie tego sportu droga do Habovki wydłużyła nam się o 30 kilka kilometrów. Nie ma tego złego, po drodze wparowaliśmy do Janosikowej Koliby w Białym Potoku koło Terchovej, na kapitalną czesneczkę (Sk.: Česnečka), pachnącą czosnkiem i kminkiem, z dużą ilością sera i rumianymi, chrupiącymi grzankami. Do tego kapitalne pierogi z bryndzą – wewnątrz pierogów jedwabiste pure ziemniaczane, a same pierogi rozłożone wokół bryndzy i wszystko przykryte gęstą śmietaną, posypane chrupiącą cebulką i krojonymi grubo skwarkami – cudo!
Z koliby mogliśmy się już tylko turlać w kierunku kwatery, obżarci po uszy.
Huta, kościół i skansen z „vlakom”
2 odpowiedzi na Huta, kościół i skansen z „vlakom”
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- Erynia - Alvernia Planet
- Alicja - Alvernia Planet
- w. - Wilamowice i Stara Wieś
- Pudelek - Wilamowice i Stara Wieś
- Erynia - Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- Krystyna - Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- w. - Wilamowice i Stara Wieś
- Alicja - Wilamowice i Stara Wieś
- w. - Muzeum Wilamowskie
- Pudelek - Muzeum Wilamowskie
- Erynia - Muzeum Wilamowskie
- w. - Muzeum Wilamowskie
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Lublin wieczorem
- Alvernia Planet
- Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- Wilamowice i Stara Wieś
- Muzeum Wilamowskie
- Alanya
- Altınbeşik i dwie wioski
- W górach Taurus
- Perge i Antalya
- Aspendos i Sillyon
- Side
- Wielkie żarcie
- Sanktuaria i kolej
- Dwa kościerskie muzea
- Płotowo i Lipusz
- Kozie sery i lenistwo
- Do Parszczenicy
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
starsze w archiwum
To „banzai!!!” z mojej strony, było takie spontaniczne, ale właściciel pojazdu z otwartymi drzwiami, obok którego przejeżdżaliśmy, chyba … oglądał film i pamiętał scenę, gdyż pośpiesznie zamknął … otwarte drzwi 🙂
A wcale, a wcale nie polowałem. 😉