Castello di Duino i Monte San Michele
„Co się odwlecze, to (Erynii) nie uciecze”.
Erynia zaparła się na tyle, że nawet ulewa zrobiła sobie przerwę, tak że mogliśmy w spokoju kontemplować urokliwe Castello di Duino.
A kontemplować było co: zamek wzniesiony w XIV w. na ruinach rzymskiego posterunku, położony w miejscu z przepięknymi widokami na morze, gościł przez wieki znamienite bądź znane persony, w tym: cesarzową Sissi (tak, tę od Achilleionu – też), austriackiego arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, Franciszka Liszta, Johanna Straussa (hm, ojca czy syna?), jak również poetę dwojga imion Rilkego, który tak się był okolicą zainspirował, że aż stworzył Elegie Duinejskie. Zamek należy obecnie do rodziny della Torre e Tasso (niem. Thurn und Taxis), a od kilkunastu lat udostępniony jest do zwiedzania. Wnętrza, choć może nie tak „pompatyczne” jak arcyksiążęce (walące monarszą czerwienią po oczach w Miramare) były bardziej dla ludzi. Również widoki na morze, skały, zatokę Sistiana (Baia di Sistiana), cieszyły oko, pomimo niezbyt fotogenicznej pogody. Zamek otacza pełen kwiatów park, a wgłębi jest wejście do Bunkra – schronu wybudowanego w 1943 r. przez Niemców, zawierającego naówczas działo, mające bronić pobliską zatokę Sistiana przed możliwym atakiem alianckim. Wcześniej, przed zainstalowaniem działa, pełnił funkcję schronu przeciwlotniczego dla miejscowej ludności. Całość – perełeczka.
Kolejny punkt programu był niespodzianką dla nas obojga. W. jadąc drogą wyznaczoną przez nawigację, dostrzegł nagle brązową tablicę z napisem „San Michele”. Bez namysłu skręcił w kierunku wskazanym przez tablicę mówiąc: „Ciekawe co to jest”. Trafiliśmy na górę św. Michała do muzeum upamiętniającego żołnierzy wszystkich nacji biorących udział w kolejnych bitwach nad Soczą (wł. Isonzo), a „trochę” ich wyginęło, gdyż bitew tych było dwanaście(!), a ostatnia z nich, bitwa pod Caporetto, na rok wstrzymała działania bojowe (jakkolwiek to brzmi) Włochów. Na samym szczycie góry, w owym czasie znajdowała się dobrze ukryta w skalnym bunkrze bateria dział 149 mm, pod kontrolą austro-węgierską.
Samo Muzeum ma bardzo rozbudowane opcje zwiedzania, oczywiście każda opcja płatna oddzielnie. Jest nawet opcja z okularkami wirtualnej rzeczywistości, nie skorzystaliśmy z niej – rzeczywistość „zwykła” nam w zupełności wystarcza. Nie odmówiliśmy sobie za to spaceru po wykutych w skale korytarzach oraz ponad nimi.
Trochę się pokręciliśmy po szczycie, który w 1922 r. przekształcono w skansen, podziwiając zarówno panoramy jak i zmyślność inżynierów, którzy stworzyli ukryte stanowiska ogniowe do strzelania pod dużym kątem do celów raczej niewidocznych dla obsługi armat. Musieli mieć dobrych dowódców podających nastawy dział.
Trochę było dziwnie dowiedzieć się, że oprócz geniuszu matematycznego, użyli również wiedzy z zakresu chemii, by po raz pierwszy na ziemiach włoskich użyć gazów bojowych. Skuteczność była duża – po obu stronach – najpierw zatruto 2700 Włochów, a jak się wiatr odwrócił to 4000 „swoich”. Sprawiedliwość musi być!