browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Tržič

do albumu zdjęć

Tržič - miasto

Jako że i na dzisiaj zapowiadane były deszcze, W. wymyślił, że wyskoczymy gdzieś poza stolicę, z nadzieją, że może poza najbliższą okolicą Lublany pogoda będzie lepsza. Nie bez znaczenia pozostał fakt, że w Lublanie parkingi są darmowe dopiero od soboty 15. do 7. rano w poniedziałek, więc bardziej opłaca się stać na parkingu w niedzielę niż w sobotę.
Jak wymyślił, tak uczyniliśmy. Na pierwszy ogień poszło kilkutysięczne miasteczko Tržič o starej i zacnej historii. Mieliśmy szansę ją poznać w fantastycznym miejskim muzeum.
do albumu zdjęć

Tržič - muzeum

Zaczęliśmy od sali zawierającej największe w Słowenii zbiory związane ze sportami zimowymi. Były to to przede wszystkim drewniane zabytkowe narty (co najmniej kilkudziesięcioletnie), ze skórzanymi lub metalowymi wiązaniami. Po drugiej stronie cały warsztat do wytwarzania powyższych, łącznie z piecem do ich gięcia. Ciekawostką były również fotografie i informacje dotyczące rysunków naskalnych pokazujących postacie jeżdżące czy zjeżdżające na nartach z ich umiejscowieniem na mapie świata. Otóż najstarszy taki rysunek odkryto w górach Ałtaju, na terenie obecnych Chin, a datowany jest na jakieś 12tys. lat. Miasto jak najbardziej ma związek ze sportami zimowymi, gdyż doliczono się tutaj aż 38 jego obywateli, którzy brali udział w igrzyskach zimowych do 2014 roku.
Kolejne sale na pięterku poświęcone były lokalnemu rzemiosłu, handlowi i przemysłowi. A należy pamiętać, że o ile Tržič nabył prawa miejskie dopiero w 1926 roku, to prawo do organizacji jarmarku już w 1492 roku. Miało to spore znaczenie dla rozwoju wsi leżącej na szlaku prowadzącym z Lublany, przez austriacką przełęcz Loibl, do miast obecnej Karyntii i Wiednia.
Wracając do rzemiosła, na początku było garbowanie i farbowanie skór, następnie szewstwo, które w erze przemysłowej „przeszło” na maszyny i tak dochodzimy do znacjonalizowanej po wojnie fabryki obuwia „Peko”. Z innej strony, w mieście było popularne tkactwo, barwienie tkanin w kolorze indygo, zdobienie tkanin wzorami, ręczne a następnie maszynowy wyrób skarpet, (tą ostatnią czynnością parali się również mężczyźni!) jak również krawiectwo, a w większej skali szwalnia. Wszystko to podane w logicznej, skondensowanej acz bardzo interesującej (również dla najmłodszych) formie, z możliwością podotykania niektórych artefaktów i pooglądania krótkich filmików „na temat”. Wszystkie opisy w gablotach, na tablicach w filmach były również przetłumaczone na angielski. Przy kasie zostaliśmy obdarowani ulotkami w języku Szekspira, dotyczącymi zarówno samego muzeum, jak i stałych wystaw. Przypominamy – to małe, kilkutysięczne miasteczko. Ani się obejrzeliśmy, a minęło kilka godzin.
do albumu zdjęć

Tržič - hiša

Drago, pracownik muzeum, widząc nasze zainteresowanie i podziw, zaproponował, że otworzy dla nas najstarszy dom w Tržiciu – Kurnikovą hišę. Chałupa nosiła nazwę od rodziny właścicieli – Kurników – parających się kołodziejstwem. I znowu w pięknej formie i bogatej w treści wystawie przekazano nie tylko proces tworzenia kół do wozów, ale również zebrane informacje o typach wozów ze wskazaniem na „mocarność” kół.
Ostatnia z właścicieli podarowała dom muzeum. Hiša została przekształcona w muzeum etnograficzne, przedstawiające wnętrze z XIX i początku XX wieku. Drago zwrócił nam jeszcze uwagę na charakterystyczne kamienne, jasnozielone portale kamienne i opaski kamienne – z chlorytu. Prowadząc nas z Muzeum do Hišy pokazał nam mogiłę żołnierzy napoleońskich wraz z upamiętniającą ich kapliczką oraz odrestaurowywany dworek Marszałka Jozefa Radeckiego (Joseph Radetzky) – tak, tego od Marsza Radeckiego, który pojął za żonę mieszkankę Tržiča i miał tu swój dworek. Dworek ten wcześniej spłonął wraz ze znaczącą częścią lewobrzeżnej wsi w pożarze w marcu 1811 r. W wyniku nieszczęścia postanowiono, że nowe budynki będą miały – nietypowe dla innych miast – żelazne drzwi i okiennice, a także ściany ognioodporne.
Może z tamtych też czasów pochodzi zwyczaj żegnania zimy poprzez puszczanie w dół strumienia papierowych/drewnianych(?) makiet domków z zapalonymi wewnątrz świeczkami. Można powiedzieć, że taki odpowiedni polskiego marcowego topienia Marzanny. Jednak nie wszystkie domki uległy spławieniu, i ciekawie wykonane wyroby zapełniają pomieszczenia magazynowe muzeum – może to i kwestia tego, że nie ma czego żegnać. Braki w pokrywie śnieżnej doprowadziły już parę lat temu do bankructwa jeden z przedstawianych na zdjęciach wyciąg krzesełkowy. Na krzesełkach można było posiedzieć w muzeum.
poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.