Lekko oczadzeni atmosferą domu ruszyliśmy w kierunku kolejnego miejsca, które wpasowało się w jego wizję „Pięknej Wyspy” – Ogrodu Kaktusów (Jardín de Cactus). Na amfiteatralnej przestrzeni będącej pozostałością po starym kamieniołomie, zgromadzono około 4500 okazów kaktusów z niemal 500 gatunków, wielkości wszelakich. I małych jak pięść, i dużych jak pokaźne drzewo. Część z nich kwitła, część czekała na deszcz, a wszystkie cieszyły oczy (i obiektywy). Żeby nie było, w centrum znalazło się i miejsce dla całkiem dużej sadzawki ze złotymi rybkami. Nie zapomniano również – co jest jak najbardziej typowe – o barach/kawiarniach. A nad wszystkim góruje wiatrak – młyn. Niestety już nieczynny, ale spod niego roztacza się piękny widok na Ogród Kaktusów, leżące po drugiej stronie gospodarstwo i niestety coś co można określić pozostałością po plantacji opuncji.
Tutaj już Erynia zaczynała przejawiać objawy przesytu, ale ponieważ, jak wiadomo, W. jest bez serca, to zawiózł ją do – Jameos del Agua.
Słowo „jameo” w mowie lokalnej oznacza miejsce w tunelu lawowym, w którym zawalił się strop. Ów korytarz lawowy, powstały w erupcji wulkanu Corona, mierzy siedem kilometrów. Takich dziur w stropie naliczono szesnaście. Tak się zastanawiamy, co jeszcze Hiszpanie wymyślą, by je wykorzystać.
.
Parę z tych, powstałych w tunelu lawowym, jaskiń zostało zamienione wizją artysty w miejsce piękne, w którym z przyjemnością spędzić można wolny czas.
Są tam zarówno miejsca do zaspokojenia potrzeb cielesnych – restauracja i bary – jak i duchowych: sala koncertowa z wyśmienitą akustyką, sadzawka z endemicznymi ślepymi krabami albinosami, basen (w którym pływać może ponoć tylko król Hiszpanii) oraz multimedialne muzeum wulkanologiczne Casa de los Volcanes. Wszystko na tym samym bilecie. Casa de los Volcanes, to nie tylko muzeum, ośrodek ten od 1987 roku zajmuje się pracą naukową i dydaktyczną z zakresu wulkanologii.
Może i Erynia odrobinę odetchnęła w tych zmerkantylizowanych jaskiniach, ale niecały kilometr dalej czaiła się na nią inna jaskinia, powstała w tym samym korytarzu lawowym – Cueva de los Verdes, dostępna również na multi-bilecie. Jeden kilometr podziemnej trasy, około 50 minut spacerku z przewodniczką sprawnie przeplatającą opisy w języku hiszpańskim i angielskim, potrafił uzupełnić dotychczasowe doznania o namiastkę piekła. Przy czym tu zaznaczyć należy, że do powstania tej atrakcji turystycznej César Manrique ręki nie przyłożył. Dla odmiany był to kolejny artysta multidyscyplinarny (świetny oświetleniowiec, architekt krajobrazu, projektant), współpracujący zresztą z Cesarem, ale pozostający w cieniu charyzmatycznego kolegi, urodzony na Fuerteventurze – Jesús Soto Morales.
Aby zrównoważyć doznania o coś bliższego niebu, 8 kilometrów dalej był, zaprojektowany również przez Césara punkt widokowy: Mirador del Río), z pięknym widokiem na północne wysepki archipelagu: la Graciosa, Isla de Montaña Clara i Roque del Oeste. Widoki „zewnętrzne” pięknie współgrały z przebudowanym fortem artyleryjskim na wysokim klifie północnego krańca Lanzarote.