browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Do słowackiego Tokaju

Tym razem to W. poniosło. Ponieważ nałożyliśmy embargo na Węgry, i ponieważ „bez odwiedzenia Tokaju rok jest stracony” to W. wybrał słowacką część regionu tokajskiego. Erynia tylko zamruczała „znowu się cała zasłodzę” i mógł już zacząć szukanie spania. Trafił wyśmienicie, ale zanim mogliśmy docenić jego wybór musieliśmy tam dotrzeć, a tu już mu się aż tak nie poszczęściło. Chcąc ominąć Zakopiankę, i dojazdy do niej, wybrał drogę przez Brzesko i… na A4 już od samych Liszek jechał w korku, bo nie przewidział, że „cały Kraków” jedzie na długi „łikend” do domu na wschód. W efekcie trasa wydłużyła nam się o około godzinę. Za to przez Słowację jechało nam się bardzo przyjemnie, do momentu gdy za Koszycami W. wyrwało się, że w zasadzie nie wie dokąd jedzie, bo adres apartamentu Lipovina nie figuruje ani na nawigacji, ani na mapach Google, a i w sieci jakby skąpo z informacjami. Ponieważ jednak nie zapłaciliśmy z góry, problemu nie było: noc ciepła, rano zawsze można poszukać nowego noclegu (tym bardziej, że 2 dni przed wyjazdem odezwał się w końcu Macik, że ma wolny pokój). W ostateczności zawsze można zmienić miejsce pobytu, a i Słowacja daleko od domu nie jest. Po drodze mieliśmy za to miły kontakt ze słowacką policją. Nie dość że pogadali i kazali W. dmuchać w alkomat to na jego: „dopiero jedziemy do waszego Tokaju” i uzyskaniu informacji, że „do Malej Tŕny”, okazało się, że jeden z policjantów jest kolegą właściciela apartamentów do których jechaliśmy. Wskazał nam przy tym drogę – bez tych wskazówek chyba byśmy tam nie dotarli. Niestety drogi do apartamentu nie znał, więc zaparkowaliśmy przy gospodarstwie, i telefonicznie poprosiliśmy o wskazanie drogi. Pan Marian Begala poprowadził nas pod sam apartament i…
do albumu zdjęć

Apartament Lipovina


trochę oczka nam się szeroko otworzyły.
Apartament był nowiutki, jak byśmy byli jego pierwszymi gośćmi. Standard powyżej oczekiwań. Dwa pokoje sypialne z podwójnymi (wysokimi – sic!) łożami plus wielki salon z kuchnią wyposażone we wszystko co ludziom jest do życia potrzebne, nawet wielki telewizor z jeszcze większymi kolumnami. W. oczywiście znalazł „dziurę w całym” – bo nie byłby sobą gdyby mu się nie udało – brak było suszarki do naczyń i lodówa stała w zamkniętej szafce. Ale w zamian w łazience była rozkładana suszarka do ubrań (ręczników), a wyposażenie i wykonanie łazienki w zupełności nas satysfakcjonowało. Na dodatek, o poranku, gdy otwarliśmy drzwi wejściowe, przywitały nas dwa malutkie czarne koty.
(okazało się, że pineska na mapach Google jest we właściwym miejscu, ale podany przez gospodarza w mailu adres cokolwiek do tego miejsca nie pasuje).
poprzedni
następny

Jedna odpowiedź na Do słowackiego Tokaju

  1. w.

    Dziękując gospodarzom za gościnę dowiedzieliśmy się, że suszarki do naczyń są już w apartamentach!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.