Wracając do statku, załoga została w całości ewakuowana przez Brytyjczyków, usunięto również fracht (płyty gipsowe) i paliwo, tak więc nie ma zagrożenia ekologicznego, za to wrak wydaje się być tuż na wyciągniecie ręki, niektórzy nawet potraktowali to poważnie i zabrali się za „uzdatnianie” obiektu za pomocą sprayu. W tym przypadku wątpliwa jest „ta sztuka”.
W tym samym regionie Peja (gr.: Πέγεια; en.: Peyia) znajdują się morskie jaskinie, piękne widokowo, wyrzeźbione w białych klifach. Urodę tę dostrzegli deweloperzy, którzy od lat kilku budują w okolicy kolejne domy na sprzedaż bądź wynajem. Niektóre z nich „optymistycznie” blisko brzegu. W kilku miejscach trasy są punkty widokowe z parkingami. W jednym z nich W., po dokładnym sprawdzeniu tablicy informacyjnej, złapał za torbę plażową i pognał na dół, do wody. Otóż wedle informacji, zakazany był fishing czyli wędkarstwo (w tym z kuszą), natomiast plażowanie, pływanie, i owszem nie. Widoki z dołu równie piękne, te z wody ciut ubogie w faunę, bo tylko małe ławice rybek dotrzymywały W. towarzystwa.
Po pływaniu poczuliśmy głód, postanowiliśmy zjeść coś po drodze. Tego jednak nie udało nam się zrealizować, za to zatrzymaliśmy się przy zabytkowej kamiennej, niestety zamkniętej, cerkwi Panagia Chryseleousa (Παναγία Χρυσελεούσα). Nawet z zewnątrz robiła spore wrażenie. Obok niej stała druga, nowa, z dużo większym (niekoniecznie) wrażeniem.
Zupełnie nieplanowanym punktem programu okazała Maa Paleokastro, miejsce, w którym pierwsi starożytni Grecy (mykeńscy) osiedlili się około 1200 r. p.n.e. po wyemigrowaniu na wyspę, po upadku królestw mykeńskich w Grecji kontynentalnej. A osiedlili się na wysoko położonym cypelku, który zamknęli od strony lądu podwójnym murem cyklopowym. Właściwie widać tylko resztki tych murów, gdyż pozostałości zabudowań wygolone są do gołego podłoża. Nie pomaga też muzeum, gdzie jedynymi obiektami są tablice z informacjami po grecku i angielsku, oraz nielicznymi zdjęciami artefaktów. Gdybyśmy tworzyli listę miejsc do pominięcia na Cyprze, to to niewątpliwie by się na niej znalazło.
Dalej szukając jakiegoś miejsca z jedzeniem pojechaliśmy na Governor’s Beach (plażę Gubernatora) – przy plażach bywają czasami miejsca z dobrym jedzeniem. Tu nie było nic oprócz ekskluzywnej restauracji przy hotelu zamykającym swym cielskiem zejście na dosyć wąską plażę pomiędzy malowniczymi głazowiskami. Spotkany przy nich Cypryjczyk z „cudowną szaloną historią życia” (ma syna, który urodził się w Londynie z żony Irlandki, który to syn ożenił się z Polką i mieszka obecnie w Irlandii, a ojcu gdzieś się tam jeszcze Japonia pętała po życiorysie, ale…). Ten to Cypryjczyk, podpowiedział nam, że na plaży można za darmo poleżeć na piasku bo leżaczki są płatne.
Dzień zakończyliśmy tradycyjnie w Tawernie Tochni, gdzie i widoki, i jedzenie, i atmosfera tworzona przez właściciela sprawiają, że człowieka ogarnia błogość.
W efekcie tej błogości i sytości wcześniej kupione owoce wcześniej przeżyły jeszcze jeden dzień w lodówce.
Podkład muzyczny:
„Στεσ ακρεσ τησ γυσιησ μου - ΜΕ ΤΑ ΦΤΕΡΑ ΤΟΥ ΝΟΥ (skrzydłami umysłu)”
udostępniony przez Michalisa Mozorasa – artystę, osobiście