Pierwszy punkt okazał się nie do końca nieznany. Była to Choirokoitia neolityczna osada sprzed około 9 tys. lat, wpisana na listę UNESCO. Położona jest ona na szczycie jednego ze wzgórz wśród malowniczych dolin. U stóp wzgórza stoi parę rekonstrukcji domów, zrobionych na wzór tych odkopanych – ciekawostką były sufity pomieszczeń podobne technologią do tego pod którym śpimy. Teren nie jest jeszcze w pełni wyeksplorowany archeologicznie, ale już robi wrażenie. No może trochę mniejsze na W. bo w pewnym momencie patrząc na ruinki stwierdził: „tu biegaliśmy gdy byłem dzieckiem, ten się bardzo wściekał bo po każdym deszczu mu chałupę zalewało, a do tego domu nie było wolno nam, dzieciom wchodzić”. No cóż W. tak już ma, że w niektórych miejscach czuje się tak jakby u siebie. Na przykład w Kalawasos Tenta pokazał miejsce na jednym z kamieni wyglądających na ławę i powiedział „to było moje miejsce”. Erynia nie komentuje.
Po miłym spacerku w słońcu po górce ruszyliśmy do trochę nowszej wioski Wawla (gr. Βάβλα). Nie wiadomo co W. odbiło gdy zaznaczał ten punkt trasy bo tam prawie nic nie było, oprócz: uroczych uliczek, pięknych widoków, drzew migdałowych oraz ciszy i spokoju
(W.: „wyśmienite miejsce by w spokoju czekać na śmierć”).
Kolejna wioska, Kato Drys, ugościła nas (oprócz urokliwych uliczek) prywatnym Muzeum Pszczół i sklepem oferującym własne, certyfikowane wyroby pszczelarskie i alkoholowe (wino! i nie tylko). W trzech pomieszczeniach gospodarskich można było obejrzeć wyposażenie, gospodarskie i domowe, a na piętrze bogaty zestaw wszelakich pamiątek po bogatej rodzinie. Niejedno muzeum etnograficzne mogłoby pozazdrościć takiego zbioru eksponatów, a tutaj jeszcze oprowadzający nas miły pan potrafił z zaangażowaniem tłumaczyć nieznane nam ciekawostki. A propos „ciekawostki” powała w budynkach gospodarskich była zbudowana identycznie jak ta w rekonstrukcjach w Choirokoitii – ciekawe skąd ta zbieżność – niektóre dachy w Muzeum miały kilkaset lat.
I tutaj nawigacja trochę nam zwariowała jakby zapomniała, że już byliśmy w Wawla i skierowała nas tam z powrotem. W. zorientował się gdy mijaliśmy wcześniej dostrzeżoną Winiarnię Christoudia. Potraktował to jako „palec boży” i udaliśmy się na degustację 9 win za 6€. Wina wytrawne były typowo obiadowe, przy czym czerwone wydawały się cokolwiek lepsze od białych. Co do win słodkich to W. tylko mlaskał i się oblizywał sugerując kolejny przyjazd na Cypr. {Opis win z degustacji}
Gdyby W. był świadomy tego co robi nigdy by nie wybrał kolejnego punktu – nie lubi super-turystycznych miejsc, no ale wybrał więc dotarliśmy do Lefkary – stolicy koronkarskiej Cypru. Tutejsze koronki – a raczej wyszywanki w stylu mieszanym – haft wypukły dwustronny z haftem Richelieu (jakby „odwrotnym” – najpierw robione są dziurki, a dopiero później są one obrębiane), są znane na całym świecie – były dostarczone w darze zarówno na koronację Elżbiety II jak i papieżowi Benedyktowi, byly również na dawnych banknotach cypryjskich. (oglądając te wyszywanki, W. z dumą myślał, że jego Mama robiła ładniejsze!).
Podkład muzyczny:
„Στεσ ακρεσ τησ γυσιησ μου - ΨΗΦΙΔΑΕΣ (głosy)”
udostępniony przez Michalisa Mozorasa – artystę, osobiście
Bo to jest tania komercja dla turystów. Panie z Koniakowa od jakiegoś czasu zaczęły „koronkować” stringi, bo to szło (nie wyobrażąm sobie, jak to można nosić…), ale na specjalne zamówienie robią rzeczy niezwykłe.
Już nie taka tania, za to przygotowana głównie pod Rosjan, których prawie tam nie było.