browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Most i wodospad Machunceti

Gruziński wielkanocny poniedziałek nazywany jest Dniem Pamięci, w którym rodziny udają się na cmentarz i jedzą przy grobach, mile wspominając zmarłych. Ze względu na kiepską pagodę, Daro w tym roku odpuściła tradycję, za to umówiła się na spotkanie z rodzeństwem i szwagierką w domu rodzinnym w siole Akutsa przy wsi Keda w Dzień Zwycięstwa (w sowieckim wydaniu czyli 9 maja). Potem mieliśmy jechać do Marani. I tu nastąpiła malutka konsternacja, bowiem wczoraj, w Batumi i okolicach widzieliśmy sporo miejsc o tej nazwie, a ani GPS, ani Google nie ułatwiały sprawy. Erynia przytomnie zasugerowała W., by sprawdził tę nazwę w translatorze. Poszukał: marani oznaczała piwnicę, w Gruzji w szczególności: na wino… Grzecznie wróciliśmy z pytaniem do Daro: chodziło jej o შერვაშიძეების მარანი/Shervashidze wine cellar czyli piwniczkę rodziny Szerwaszidze.
do albumu zdjęć

Droga do Kedy


Wracając do kolejności zdarzeń, Erynia wprost uwielbia dygresje (W. zresztą też), z Batumi ruszyliśmy drogą w kierunku Achalciche, a potem odbiliśmy w lewo i dalej już jechaliśmy wzdłuż rzeki Aczarisckali, parę razy zatrzymując się by podziwiać widoki. Ciekawym był widok połączonych dwóch nurtów, z których jeden był bury a drugi zielony, przy czym przez wody się nie mieszały spokojnie płynąć równolegle. Przez pewien czas jechał przed nami samochód na gruzińskich blachach, w czym nie było nic dziwnego – w końcu byliśmy w Gruzji. Zaskakujący był fakt, że ów pojazd jechał stanowczo za powoli, jak na gruzińskie standardy. Przez dłuższą chwilę zastanawialiśmy się, czy aby kierowca nie spędził paru lat w Europie Zachodniej, i nie zmieniły mu się przez to preferencje szybkości oraz definicje bezpiecznej jazdy. Przez przypadek zatrzymaliśmy się w tym samym punkcie widokowym. To byli Rosjanie… I wszystko jasne, samochód widać był z wypożyczalni.
do albumu zdjęć

Most Machunceti

A propos punktów postojowych, odnieśliśmy wrażenie, że w każdym miejscu w którym mogło się zatrzymać kilka aut, powstały punkty widokowe, z toaletami, barkami, budkami z pamiątkami, propozycjami raftingu, paintballa, zip line (tyrolek), wycieczek SUVami czy quadami w trudniejszym terenie, itp. No szał ciał i uprzęży. Takim miejscem był też kolejny przystanek, gdzie poza powyższym, nad rzeką był średniowieczny kamienny most – oczywiście zbudowany przez Tamarę (o jego historii właściwie nic nie wiadomo, oprócz informacji, że go odbudowano w 2008 r. i że wpisano go na gruzińską listę zabytków kultury o znaczeniu narodowym), a z drugiej strony strzałka do wodospadu Machunceti. Mostek był obstawiony przez słitfociujących Rosjan nie gorzej niż przy pamiętnej rzeźbie na bulwarze w Batumi te 11 lat temu (wtedy to nie byli Rosjanie). Tym razem, Erynia powściągnęła swój język. W końcu i tak nic by to nie dało, to nie byli Gruzini! Droga do wodospadu była po drugiej stronie ulicy, prowadziła wzdłuż niezbyt nowych bloków z rozwieszonym malowniczo praniem.
do albumu zdjęć

Wodospad Machunceti

Zupełnie nie wiemy dlaczego, ale pranie rozwieszone za oknami na zewnątrz zawsze wygląda malowniczo, no chyba że są to stare dziurawe gacie albo babcine reformy (W.: niby dlaczego nie miały by być malownicze?). Ale na takie tam nam oczy nie poleciały. Bloki przeszły w stoiska z drewnem (w blokach tym palą?), potem z dobrami wszelakimi, którymi mógłby zainteresować się turysta. Erynia nareszcie odnalazła kultową estragonową lemoniadę firmy Zedazeni, o kolorze i smaku płynu do mycia naczyń Ludwik. Pomni owego smaku, tylko się uśmiechnęliśmy na jej widok, i nawet nam do głów nie przyszło by ją kupić. Wodospad był imponujący zarówno wysokością jak i tłumami, które przyciągał. Pomyśleliśmy, że Gruzja którą znaliśmy, odeszła i już nie wróci. Tam, gdzie dociera droga, dociera i cywilizacja. Z jednej strony rozumiemy dążenie Gruzinów do życia wygodniejszego i w lepszych warunkach, z drugiej z rozrzewnieniem wspominamy piękne miejsca bez turystów. I miejsca w których problem z zaparkowaniem wynikł jedynie z przyczyn przyrodniczych – za mało miejsca pomiędzy kamieniami. Teraz trzeba było się wiele nakręcić, mieć fuksa typu W., lub pojechać kilkadziesiąt metrów dalej (bliżej) – co zrobił W. – by samochód mógł stanąć nie blokując drogi, na prawie pustym placu pod drzewami, w cieniu.
poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.