browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Dom rodzinny i winiarnia

Po tych przyjemnościach w końcu dojechaliśmy do centrum wsi Keda, gdzie zrobiliśmy krótki postój. Daro musiała przywitać znajome. W końcu długo tam żyła, chodziła do szkoły i pracowała zanim wyszła za mąż. W. skorzystał z bankomatu (tak, cywilizacja dotarła również na wieś). Za Kedą za GPS miała robić Daro, tam bowiem mieliśmy odbić z głównej drogi. Cóż, nie do końcu wychodziło jej to zgodnie z założeniami, biorąc pod uwagę jak często myliła „lewo” z „prawo” (typowy problem „kobiecy”), ale i tak dojechaliśmy na miejsce. I tutaj trzeba przyznać, że była i tak o niebo lepsza od nawigacji, bo to co nawigacja próbowała wymyślać to były wprost szczyty… nie wiadomo czego. A zabawy te były o tyle rozkoszne, że odbywały się na wąskich drogach, biegnących serpentynami po zboczach gór, z wieloma odgałęzieniami w różne strony i nawierzchniami w różnym stanie użycia i zużycia, o stanie poboczy (lub ich braku) nie wspominając. Jeżeli do tego dodać wszechobecne krowy (przed zakrętami to nawet Gruzini zwalniali) to i tak opis rozkoszy drogowych pełen nie będzie.
A trasa była „lepsza” niż ta parę dni temu do Sameby.
do albumu zdjęć

Stary dom w Kedzie

Na działce po dziadku z widokiem za miliony, stały 3 drewniane domy synów tegoż dziadka (z czego najstarszy 150-leni – dom, nie syn), w tym jeden należał brata Daro. W dole stoku, poniżej domu, rozciągał się ogród z sadem: z hurmami (kaki), tkemali i orzechami włoskimi, na maleńkim płaskim kawałku było parę krzaków róż, a wszędzie gdzie się dało panoszyły się dojrzałe poziomki. Nie jest zagadką, czym zajęliśmy się przez kolejne pół godziny – poziomkami, rzecz jasna. Po wejściu do domu zajęliśmy się za to zawartością talerzy na stole, a było tego niemało. Przy okazji pogadaliśmy na temat różnic w doprawianiu kiszonek, gdyż tutejsze ogórki, smakują inaczej od polskich – są mniej kwaśne, za to mają inny aromat, trudno przy tym powiedzieć czy mocniejszy.
Powoli zebraliśmy do ostatniego punktu zaplanowanego przez Daro, czyli do winiarni Szerwaszidze (შერვაშიძე/Shervashidze).
do albumu zdjęć

Winiarnia

Początkowo mieliśmy odwiedzić marani należącą do jej kolegi z klasy, ale ponieważ u niego odbywał się większy remont to skierował nas do „piwniczki” znajomego. Określenie „piwniczka” niespecjalnie przystoi do tego gospodarstwa turystycznego. To było piękne połączenie urokliwie położnej pośród gór winnicy, sporej winiarni z salką degustacyjną, drewnianych domków do przenocowania ciut wlanych turystów, bojących się zmierzyć z gruzińską rzeczywistością drogową (ponoć dozwolone jest 0,3 promila – gdy nie spowodujesz wypadku – nie zamierzamy testować!), tyrolką nad terenami winnicy i możliwością wycieczek z przewodnikiem po okolicy a są tam ruinki dwóch baszt strażniczych (zameczków?) w których można organizować pikniki. Do tego degustacji towarzyszyła domowa kolacja zarówno smakiem jak i bogactwem przypominająca tę, u Josefa Simona w Egerze (płacz, Mirek, że Cię tu nie było!). Choć kochamy kuchnię Daro i jej chaczapui aczmę, pożałowaliśmy każdego dania jakie zjedliśmy dzisiejszego dnia przed degustacją. Takie to było dobre, a już nam się nie mieściło. W zakres degustacji wchodziło 6 win (3 wytrawne, 3 półsłodkie) oraz gruziński koniak i dwie czacze. {Opis win z degustacji}
Po raz pierwszy W. nie krzywił się na tego typu alkohol (W.: czaczę, bimber, rakiję, palinkę, whisky, koniak, brandy i tym podobne świństwa), że mu śmierdzi bimbrem, i sam zaproponował, byśmy się zaopatrzyli w stosowną butelczynę.
Świat się kończy!
W tym miejscu, przypomnieliśmy sobie ponadto dlaczego pokochaliśmy Gruzję wiele lat temu: za wspaniałą kuchnię, widoki, których nie chce się zapominać, oraz ludzi. I nie zmienią tego nawet sfoszone celniczki na przejściu granicznym w Sarpi.
Może i cywilizacja popsuła parę rzeczy w Gruzji, ale na pewno poprawiła co najmniej jedną – Wino! I za to jej chwała. Wina – wszystkie, bez względu na zawartość cukru resztkowego były dobre (tak, tak, nawet o wytrawnych W. się tak wypowiedział), może nie o jakości medalowej ale nie muszą się już wstydzić jakości na rynku międzynarodowym. Winiarnia ma obecnie nasadzone 3000 krzewów i produkuje z nich 7000 litrów wina (1000 na potrzeby własne) i przyjmuje około 10000 turystów rocznie (według zapewnień gospodarza). Widać przy tym, że jest to nie tylko jego praca, i jego firma, ale i pasja, która winiarzy potrafi doprowadzać na szczyty.
poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.