browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Śniadanie z kotem… i Kars

Śniadanie, jak zazwyczaj w Turcji, było bardzo smaczne i obfitowało w duży wybór smaków wszelakich. Gdyby nie to że zamierzaliśmy ruszyć w dalszą drogę to spróbowaliśmy jedynie sigara böreği, wielości serów białych (w tym podpuszczkowych), jajek (były gorące), oraz na deser owoców suszonych i kandyzowanych, i oczywiście chałwy.
Do przetestowania pozostało całe mrowie płynów i past o kolorach różnych oraz mniej lub bardziej (W.: nie-)powabnych surówek i sałatek. Do tego parę gatunków wypieków chlebowo-bułkowych i czaj – w ilościach dowolnych. A propos, Erynia i W. poczuli na własnych kubkach smakowych turecką esencję, kiedy nieopatrznie napełnili sobie nią szklanki, sądząc, ze to herbata. Kolejna porcja płynów była już we właściwych proporcjach: 50/50 z wodą. W. trochę kręcił nosem bo część mięsna była dosyć uboga (kiełbasa typu mortadelowatego i czerwone parówki bez smaku), ale przy takiej ilości serów i on, i Erynia wyszli ze strefy śniadaniowej cokolwiek ociężali.
do albumu zdjęć

Kot hotelowy

Dodać do do opisu śniadania należy jeszcze jego część najważniejszą – KOTA! Przywitał nas już wczoraj w recepcji nienachalnie oczekując na kanapie na okazanie mu względów. Erynia nie omieszkała tego uczynić, co poskutkowało odprowadzeniem nas aż do pokoju. Ponieważ jednak do pokoju go nie zaprosiliśmy (tylko z powodu braku kuwety) to po okazaniu drobnego niezadowolenia kot opuścił korytarz na trzecim piętrze. Rano jednak był już na piętrze drugim, gdzie znajduje się jadalnia, i nienachalnie dawał znać o swoim istnieniu. Nie pchał się pod nogi lecz stał z boku, patrzył wymownie mongolskimi ślepiami i czasami wydawał drobny dźwięk przypominający o swoim istnieniu. Gdy już nabraliśmy nasze śniadanie ze szwedzkiego stołu, równie nienachalnie wskoczył na pobliski parapet i spokojnie przyglądał się światu nie przeszkadzając nam w jedzeniu. Za to gdy tylko „zauważyliśmy” jego obecność i przeszliśmy w tryb głaskania, kot, jak najukochańszy sierściuch, poddawał się wszelkim objawom naszych uczuć, nawet liżąc głaszczące dłonie i delikatnie je podgryzając. Do pełni szczęścia zabrakło nam jedynie mruczenia, ale i tak zamarzyło nam się by nasze koty w domu…
Od razu było widać, że w odróżnieniu od naszych przygarniętych kotów, ten nigdy nie zaznał złego traktowania od ludzi i mając od kociaka bezpieczny dom, jedynego czego oczekuje na co dzień są pieszczoty i kontakt z ludźmi. Trzeba przyznać, ze jedną z niewielu dostrzegalnych, pozytywnych cech islamu jest stosunek do kotów. (szkoda że Mahomet lubił jedynie kotkę Muezzę)
do albumu zdjęć

Kars


Po tak dobrze rozpoczętym poranku przyszedł czas na kolejne atrakcje Karsu. Po spakowaniu się ruszyliśmy do centrum (samochodem) i tu okazał się, że pod hotel są trzy dojazdy: szeroką asfaltowa drogą, drogą brukowaną i brukowaną ścieżką „dla pieszych”. Oczywiście wczoraj W. wybrał najtrudniejszą. Dla odmiany dzisiaj pojechaliśmy tą najprostszą i… zaczęło padać. Zaparkowaliśmy w pobliżu Mazlum Ağa Hamami (XVIII wieczna łaźnia, w stanie rozkładu) i po włożeniu „nieprzemakalnych” kurtek ruszyliśmy do Twierdzy Kars. Początkowo wygodna trasa zmieniła się w ostre podejście po wybrukowanej dużymi kamieniami drodze. Ich zaletą było to, że powstawszy z bazaltu dosyć porowatego nie były śliskie w tę deszczową pogodę. Gdyby nie deszcz można by, idąc do twierdzy, podziwiać piękną panoramę, a tak to panorama może i była piękna, ale trochę zapłakana. Brama zamku była otwarta i podobnie jak wczoraj w Ardahan wstęp był wolny i dowolny. Kamery 7/24 i „łaźta gdzie chceta”. Tutaj nie zablokowano nawet wejść w rejony niebezpieczne – ustawiono jedynie tabliczki z ostrzeżeniami – więc mogliśmy wejść prawie wszędzie i pooglądać puste przestrzenie pomiędzy murami i poza murami. Mury zamykają bowiem znaczną część terenu leżącego na wzgórzu między dwoma wąwozami. „Drugi” brzeg jednego z wąwozów dorównywał wysokości twierdzy więc przy rozpowszechnieniu artylerii twierdzę można było bez problemu zasypać pociskami. Podobnie jak Ardahan i ta fortyfikacja miała dwie bramy (przez jedną można nawet było wjechać samochodem – parę ich wewnątrz stało). Różniła się jednak od poprzednio zwiedzanej istnieniem czegoś w rodzaju zamku wewnętrznego (górnego?), do którego można było wejść i pooglądać puste przestrzenie między murami. Ponieważ i te przestrzenie nie były zadaszone to badaliśmy przy tym oglądaniu i poziom przepuszczalności wody przez materiały kurtek. No, nie był najlepszy, mimo że nie była to ulewa, a siąpienie. A i ten drobny opad zanikł był gdy rozpoczęliśmy wędrówkę w dół zbocza do centrum historycznego miasteczka.
Merkez Kümbet Cami

Merkez Kümbet Cami


Zwiedzanie tegoż rozpoczęliśmy od Merkez Kümbet Cami przerobionego na meczet ormiańsko-gruzińskiej katedry 12 apostołów z X w. Trzeba przyznać, że budowla jest monumentalna mimo wycięcia z niej wszelkich symboli chrześcijańskich i dostosowania jej do zasad islamu. Z pierwotnego wyposażenia wnętrza, a może z czasów panowania tutaj carskiej Rosji (przerobili meczet na cerkiew), została po dawnym wystroju jedynie sekcja bramna ikonostasu, z rzeźbieniami arabeskowymi (więc ich nie zniszczono). Rzeczywistość islamska przerobiła absydę w część dostępną kobietom i dodała zdobienia oraz drewniane wyposażenia pięknie rzeźbione. Wstęp wolny – bez obuwia – i wewnątrz tyle czasu ile dusza zapragnie na jego podziwianie.
Tak pięknie już nie było w kolejnym z meczetów Hasan Harakani Turbesi, przy Evliya Cami, skrywającym grobowiec powyższego i parę innych grobów. Ale to w części zewnętrznej względem samego meczetu (grobowiec z paroma grobami przy meczecie, a reszta na ogrodzonym terenie zewnętrznym). Erynia zwiedziła część damską meczetu, W. nie udało się zajrzeć do części męskiej, bo akurat trwały modły i nie chciał robić za intruza. Po tych dwóch zwiedzaniach znowu nastał czas deszczowy więc jedyne co nam pozostało to wrócić do samochodu i ruszyć w drogę do Doğubayazıt odwiedzić perłę epoki İshak Paşa Sarayı – XVIII wieczny Pałac Ishaka Paszy na wstępnej liście światowego dziedzictwa UNESCO. Dojazd doń był w miarę prosty, niestety miejscami w deszczu tak, że znowu nie mieliśmy okazji przyjrzeć się Araratowi z bliska. No cóż, jest parę takich miejsc, które wybitnie pokazują nam się jedynie z mokrej strony. Za to w paru dziurach pomiędzy opadami mieliśmy okazję przyjrzeć się i malowniczym kolorowym (pasiastym) wzgórzom, i wielkim połaciom po wylewach lawy (polom lawowym), bardzo podobnym do tych obserwowanych nie tak dawno na Lanzarote, tylko wyglądającym na odrobinę starsze.
do albumu zdjęć

Kolorowe pagórki

poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.