browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Velké Pavlovice [2]

– sklep, róże i degustacje


Poranek przywitał nas zachmurzonym niebem, tak że niespecjalnie chciało nam się opuszczać ciepłe pielesze. Motywem głównym podniesienia odwłoków (przynajmniej jednego) były braki kuchenne – pustki w lodówce. Cóż było robić… W. ruszył na polowanie. Daleko nie miał więc i szybko wrócił rozanielony. „Tutaj ludzie się do siebie uśmiechają. Kocham Morawy.” zakrzyknął do jeszcze odrobinę zaspanej Erynii.
Po śniadaniu już tak pięknie nie było. Niebo postanowiło zrosić ziemię drobnymi łzami. Deszcz to nie był wielki, ale wystarczający by podjąć decyzję, by uruchomić samochód i zrobić objazd miejscowości.
Rozpoczęliśmy od wyśmienicie zaopatrzonego sklepu winiarskiego, w którym W. dostał pierwszego tego dnia kociokwiku. Wreszcie mógł kupić kieliszki do wina w rozmiarze przyzwoitym, a nie te „k… nowoczesne” pół litrowe (i większe!). Dokupił oprócz kieliszków jeszcze parę drobiazgów do produkcji domowego wina (Erynia: octu winnego) i już mogliśmy turlać się dalej. Punktem następnym była informacja turystyczna, wyśmienicie przygotowana na turystów, choć tylko znających język czeski. W. zostawił w tejże informacji Erynię, a sam poszedł szukać bankomatów. Nim jednak skorzystał z możliwości pobrania pieniędzy, zaczął wydawać te co jeszcze miał, to za nosem dotarł do piekarni, z której pachniało chlebem. To go kupił, dodatkowo oczarowany uśmiechem – nie tylko ekspedientki, ale i jednej z pracownic którą zobaczył gdy wystawiała tace przy bocznych drzwiach (uśmiech miała na twarzy, a nie uśmiech do kogoś). Uszczęśliwiony wrócił do Erynii piejąc z zachwytu – i z pachnącym chlebem!
Niestety pobliski kościół był zamknięty i nowe witraże, z których słynie, mogliśmy obejrzeć jedynie z zewnątrz, za to obejrzeliśmy cmentarz z nowymi nagrobkami w otoczeniu starych murów z narożnymi basztami.
do albumu zdjęć

Velké Pavlovice - spacer


Aby rozpoznać trasę przewidywanych na jutro spacerów, podjechaliśmy pod wieżę widokową. Zarówno z parkingu pod wieżą jak i z jej tarasu widokowego rozpostarły się przed nami piękne panoramy morawskich winnic. Na horyzoncie majaczyła jakaś samotna góra, pokrojem przypominająca Ślężę. Jest to góra Děvín i podobnie jak Ślęża, nie jest tak całkiem samotna. W. czuł się jak w siódmym niebie. Już wracając zatrzymaliśmy się przy drobnej budce serwującej wina z winnicy Buchtovi. Planowaliśmy odwiedzenie tej winiarni i degustację, ale jak już zaparkowaliśmy samochód, a sprzedawca był miły to zrobiliśmy drobną degustację 7 win i kupiliśmy ich 6 butelek.
{Opis win z degustacji}
Opilé Sklepy

Opilé Sklepy


Praktycznie z każdego miejsca w Velkich Pavlovicach widać kolorowe domki (szeregowce) zwane Opilé Sklepy o bardzo interesującej architekturze i posadowieniu. oczywiście obejrzeliśmy je dokładnie ciesząc się dodatkowo ładnymi panoramami. Tak z bliska, doszliśmy do wniosku, że architekt wypił był dużo morawskiego wina projektując to osiedle. Chyba o to chodziło: o lekkość na duszy i o wywołanie uśmiechu patrzącego, podejrzewającego architekta o dezynwolturę.
Ponieważ zapach świeżego chleba wypełnił cały samochód nie byliśmy już w stanie myśleć o czymkolwiek innym, chociaż w międzyczasie deszcz przestał padać. wróciliśmy na kwaterę i rzuciliśmy się na ten chleb pożerając go (w połowie). Tak ukontentowani postanowiliśmy odpocząć chwil kilka i po drobnym śnie ruszyliśmy, tym razem pieszo, w kierunku przed paroma minutami odwiedzonym – pod winiarnię i restaurację André.
do albumu zdjęć

André - rozarium

Oprócz restauracji i winiarni są tam jeszcze dostępne apartamenty, w tym pojedyncze domki położone na stoku pokrytym różami, nawet z jacuzzi na świeżym powietrzu. A róże są wszelakich możliwych gatunków i tworzą rozarium z opisami poszczególnych ich gatunków umieszczonymi na czytelnych tabliczkach. Ktoś miał wyśmienity pomysł, ale to wymagało również (i wymaga nadal) pracy i ogrodników, i architekta krajobrazu. Po tak interesującym spacerze przyszedł czas na jego ukoronowanie – obiad. I tutaj W. poszalał. Erynia z powodów od niej niezależnych jadła dosyć skromnie (kotlet z cielęciny sałatką ziemniaczaną), W. za to sobie wybrał dania najdroższe – stek wołowy krwisty i tatara. I o ile dania główne i wina do nich podane ukontentowały nas oboje to tatar, w wykonaniu tej restauracji, do ulubionych dań W. trudno było zaliczyć. Mięso było przygotowane od razu w formie doprawionej… (z dodatkami przez W. nieakceptowanymi!) W. ocenę stłumił w sobie i powiedział jedynie: „to nie tatar, to «danie regionalne»”.
do albumu zdjęć

U Michny


Cokolwiek objedzeni turlaliśmy się na kwaterę, gdy zatrzymał się przy nas czerwony samochód i uśmiechnięta „kwatermistrzyni” poinformowała nas, że za 40 minut mamy degustację w „naszej” winiarni Michna. Pozostało nam jedynie podziękować za zaproszenie i pojawić się o godzinie 19:00 na degustacji. Trochę musieliśmy poczekać na jej rozpoczęcie bo cztery dziewczyny z Opawy trochę się spóźniały. Za to jak już degustacja się zaczęła to rozciągnęła się na 15 win i bardzo miłe rozmowy przy winie. Nie wiemy dlaczego, ale „zwiedzanie” piwnicy z winami prowadzący zostawił na koniec degustacji. Przecież schodzenie po schodach może być w takim stanie odrobinę niebezpieczne – choćby dla piwnicy, bo można zetrzeć szlachetną pleśń ze ścian. Sama piwniczka była raczej niewielka – jakieś 40 m² i zastawiona koszami z butelkowanym winem. Sama degustacja trwała parę godzin i aż żal było ją kończyć, ale dnia następnego czekał nas maraton degustacyjny i trzeba było odrobinę wytrzeźwieć.
{Opis win z degustacji}
Po powrocie na kwaterę W. wydmuchał 0,26 promila, z Erynią alkomat jak zwykle odmówił współpracy.
poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.