
Dygresja:
A tak w ogóle to coś tutaj w tym „biznesie” jest namieszane:
⇒ strona Alvernia Studios co prawda istnieje, chociaż wygląda na od lat nieaktualizowaną. Istnieje nawet wpis Alvernia Studios w Wikipedii,
ale:
⇒ „Sąd Rejonowy dla Miasta St. Warszawy” nie zarejestrował w KRS numeru 0000095336;
za to
⇒ pod numerem KRS 0000095336 można znaleźć zlikwidowaną firmę: Gremi Park sp. z o.o.
⇒ w internecie też trudno znaleźć informacje o bieżących działaniach firmy na niwie filmowej – chociaż ponoć coś się kręci.
Wbrew nazwie, studia nie znajdują się w Alwerni, a w sąsiednim Nieporazie. Niemniej, zjeżdża się z autostrady na tym samym węźle Rudno, tylko potem zaczynają się schody. Po przejechaniu nad autostradą mamy kolejnych parę zjazdów, z których dopiero ostatni opisany jest malutką strzałką kierującą w oczekiwanym kierunku. Droga wiodąca od tego skrzyżowania do bramy wygląda na nieremontowaną od wielu lat. Mimo tego oznakowania zdążyliśmy w ostatniej chwili. Odhaczono nasze nazwiska przy bramie wjazdowej i przy recepcji, i mogliśmy już dołączyć do sporej grupy zwiedzających. O ile na zewnątrz kompleks wygląda (zwłaszcza zimą) jak grupa przerośniętych igloo, o tyle wnętrza przypominają bazę kosmitów. Nic dziwnego – w końcu są inspirowane twórczością Hansa Rudolfa Gigera i scenografią Obcego.
Na wstępie usłyszeliśmy o aktorach i reżyserach, którzy odwiedzili studio i ruszyliśmy do kolejnych kopuł. W wielkiej, z pogłosem znacząco słyszalnym, w której niestety nie było już największego na świecie „blue screenu”, który spalił się w 2021 r., prelegentka opisała nam mnogość profesji uczestniczących w produkcji filmów – od reżysera po kucharza (i ochroniarzy). Obejrzeliśmy tam również garderobę aktorską, gdzie poza oczekiwanym standardem (stół, krzesło, dobrze oświetlone lustro do charakteryzacji, kanapa) znalazły się umywalki oraz prysznic. Toalety tam nie było, ale obejrzeliśmy jedynie garderobę na parterze – górnych garderób nie oglądała nawet przewodniczka. W kolejnych kopułach przybliżyliśmy sobie szczegóły produkcji filmów. Obejrzeliśmy fragmenty scenografii różnych produkcji filmowych, można też było potrzymać sfabrykowane rekwizyty (na przykład: młot z drewna, szynę kolejową z plastiku, czy książki „fasadowe”). W kopule „dźwiękowej” (służącej do nagrywania dźwięków) obejrzeliśmy i rozebraliśmy na kawałki końcową scenę filmu Jerzego Skolimowskiego „11 minut”, odgadując jak wyglądają efekty specjalne, i jak były one tworzone w studio na blue screenie. Pokazano nam również, na nas samych, jak działa blue screen, przenosząc nas pod piramidy lub na zewnątrz kopuł. W następnym obejrzeliśmy konsolę post produkcji dźwiękowej (długa, jak oni to ogarniają?), obejrzeliśmy bajkę animowaną i przeanalizowaliśmy, przy pomocy specjalisty, jej warstwę dźwiękową. Tu pierwszy raz usłyszeliśmy o studiu „folejowym” (foley studio) zajmującym się imitacją dźwięków. Swą nazwę sposób przygotowania dźwięków przyjął od nazwiska amerykańskiego dźwiękowca Jacka Foleya. W. oczywiście musiał się dowiedzieć czy istnieją bazy tych dźwięków – istnieją – ale każdy „folejowiec” lubi mieć własną bazę dźwięków!
Po ponad dwugodzinnym zwiedzaniu wnętrz, w pół godziny, obeszliśmy studio od zewnątrz, starając się złapać resztki promieni słońca odbitych od kopuł – niespecjalnie nam się to udało.
Przemierzam tę trasę niemal co roku i zawsze sobie obiecuję, że trzeba wstąpić. I mijam mimo… Następnym razem!
Alicjo,
Też tak mieliśmy, ale zawsze było coś pilniejszego. Bilety kupuje się przez internet na konkretny dzień. Powodzenia!