Następny kościół, w Hrabusicach, też był zamknięty, ale przez kratę można było obejrzeć wnętrze. Kolejnym odwiedzonym przez nas miejscem był zareklamowany (w Hodkovcach) pałac w Markuszowcach, należący niegdyś do rodziny Mariassy. Składa się on z dwóch budynków. W pierwszym — letnim dworku zwanym Dardanely — wystawiono instrumenty muzyczne, drugi — kasztel — był muzeum wnętrz i mebli. W centrum wsi był jeszcze kościół i gród — oba zamknięte na cztery spusty. Własność prywatna grodu jest usprawiedliwieniem…

I tutaj drobne wtrącenie na temat Romów:
Już w Spiskim Podgrodziu spotkaliśmy się z opinią Słowaków ma temat Romów. Słowacy zaczynają mieć dosyć Romów, którzy nie pracują, nie uczą się, dostają od państwa mieszkania (które niszczą) i zasiłki na dzieci, których mają dziesiątki i z tego żyją. Poza tym prawo ich nie dotyczy. I w Markuszowcach można to było zobaczyć. po ulicach pałętały się całe sfory dzieciaków, a na zboczu wzgórza całe osiedle „bylejakich domków”. W pobliżu pałacu, zabudowa gospodarcza się sypie. Nie wiemy czy mieszkają tam Romowie, ale stamtąd wychodzili. Zaczynaliśmy rozumieć problem słowacki, jest ich znacznie mniej niż Polaków, nie stać ich na dzieci (odpowiedzialność), a tutaj, obok nich żyje naród, który za nic ma prawo państwowe, przyrostem naturalnym prześciga Słowaków, nie pracuje, wszystko niszczy i nie zamierza się asymilować. Nie twierdzimy, że to prawda, ale tak czują Słowacy i widzą w tym problem, a w UE trudno będzie „rozwiązać problem Romski” szczególnie, że oni nie chcą pomóc go rozwiązać. Z drugiej zaś strony, miasteczka tknięte przez tę nację nie wyglądają wiele gorzej od niektórych dolnośląskich miast i wsi zasiedlonych po wojnie przez rodaków zza Buga…
Po rozpuście duchowej przyszedł czas na rozpustę cielesną — w Spiskim Szałasie, a wieczór zakończyliśmy w knajpie przy pensjonacie przy pysznym strudlu jabłkowym i piwie. Cóż, w naturze panuje równowaga: każdy wychodzony kilometr należy odpowiednio uhonorować kaloriami.
Na Słowacji o to nietrudno…
Czasami nasze spory o teksty są równie ciekawe jak opowieści, ale to inna historia…
Piszemy jak umiemy, piszemy jak żyjemy, czasami się spieramy o teksty – jak w życiu – i ciągle mamy niedosyt: przeżyć i możliwości ich opisywania.
Niestety życie ma ograniczenia…
Dziękujemy za ocenę, postaramy się o dalsze… powody do ocen. 😉
Kocham Wasze komentarze. Brawo Witku!
Papierowa Polityka całe wakacje daje reportaże z podróży. Żaden nie był napisany tak lekkim piórem, jak Wasze „zapiski” Gratuluję (w końcu jakoś tam się na tym znam).